Rozpoczynając tę ekstremalną drogę krzyżową czułam się jak Jezus przy pierwszej stacji - na śmierć skazana. Kilka tygodni wcześniej miałam przeprowadzane badania i moment odebrania wyników był dla mnie właśnie wyrokiem.

Jest. Zmiana niewiadomego pochodzenia z niejasnym rokowaniem w obrębie mózgu. Pytaniom bez odpowiedzi nie było końca. Dlaczego to właśnie ja? Dlaczego w tak młodym wieku? Dlaczego mam żegnać świat w momencie, w którym tak naprawdę zaczynam żyć? Spotkanie twarzą w twarz z ostatecznością bez uprzedniego przygotowania. To trudne. Podobnie czuł Jezus w momencie otrzymania wyroku śmierci. To koniec. Nie ma już nic. Nie ma w tym sensu. Ale czy oby na pewno? Dzięki śmierci Jezusa my mogliśmy przejść do życia, osiągnąć wykupienie win i zbawienie. Dzięki śmierci Jezusa, ja i Ty możemy żyć na wieki. Cała mądrość, piękno i dobro naszego chrześcijaństwa wywiodła się z najbardziej okrutnej zbrodni, jaka istniała na Ziemi. Bóg zwyciężył śmierć - życiem, a zło - dobrem. Podobnie może stać się z nami, jeżeli tylko będziemy na tyle odważni i silni, aby zaufać i bez wahania powierzyć się woli Boga. To zrozumiałam dzięki 40 kilometrom trudu, bólu, chłodu i ciemności. Wszystko zależy od Ciebie. Jaką postawę obierzesz? Czy jesteś gotów oddać się Bogu? Czy jesteś w stanie zaufać? Czy potrafisz odnaleźć sens Twojego trudnego położenia? Ja ryzykuję. Wierzę, że po smutku nocy nadejdzie radość poranka. Powierzam się Jemu - Panu mojego życia, który jako Jedyny może o nim decydować. Żywię jednocześnie nadzieję, że za rok o tej porze będzie mi dane po raz kolejny podjąć ektremalne wyzwanie nocnego wędrowania, tym razem już bez wyroku śmierci, ale w pełni życia.