Była to dla mnie druga EDK tym razem trasa fioletowa 41 km nie tak jak poprzednim razem czerwona. Pierwsze moje plany były inne chciałam iść na najdłuższą nawet się na nią zarejestrowałam.

Dowiedziałam się, że wybiera się moja koleżanka, która bardzo bała się iść sama, a nie czuła się na siłach, aby pokonać najdłuższą trasę, więc w ostatniej chwili zmieniłam swoje plany. Bardzo chciałam iść na tą drogę krzyżową, ponieważ w ostatnim czasie czułam, że zaczynam się strasznie gubić i oddalać od Boga. Miałam wrażenie, że to wszystko nie mam sensu. Ciągle to samo. Grzech-Spowiedź- postanowienie poprawy a mimo to z powrotem wracałam do tego co było na samym początku czyli grzechu. Strasznie mnie to przytłaczało miałam wrażenie, że sama siebie oszukuję. Zastanawiałam się i zadawałam sobie pytania: Co ty robisz? Po co obiecujesz, że coś zmienisz, coś poprawisz skoro i tak nic z tego nie wynika? Kolejny raz idziesz do spowiedzi, postanawiasz sobie, że to koniec teraz się uda, a potem wracasz z tym samy grzechem  i znowu okazuje się jak bardzo jesteś słaba. Więc czy to ma w ogóle sens?  Tak było za każdym razem kiedy znowu upadłam i zastanawiałam się nad tym czy iść do spowiedzi. Czasem miałam straszny problem i zwlekałam, odkładałam to pod różnymi pretekstami. W tym roku piątek 24 marca 2017 powiedziałam sobie: Idę na EDK wypadało by pójść na nią z czystym sercem, zacząć kolejny raz wszystko od nowa. Dlatego też udałam się do spowiedzi, wchodząc do kościoła zobaczyłam ogromną kolejkę i tylko jednego spowiednika, ale to nic pomyślałam. Spokojnie zrobisz sobie rachunek sumienia to w tym czasie kolejka się zmniejszy i na pewno zdążysz. Gdy skończyłam kolejka wcale nie była mniejsza, stanęłam na jej końcu. Minęła godzina, w ciągu niej kilka razy chciałam zrezygnować. Myślałam wtedy, masz jeszcze kilka spraw do załatwienia na mieście, czasu coraz mniej, a musisz się jeszcze się spakować i przygotować na EDK. NIE ZDĄŻYSZ!  Gdy byłam bliska rezygnacji pojawił się drugi spowiednik kolejka się podzieliła i byłam już bardzo blisko. Postanowiłam, że zostanę skoro czekałam już ponad godzinie. Wyspowiadałam się i dostałam słowo, które już wiele razy słyszałam, ale jakoś nie mogłam w nie tak do końca uwierzyć, a mianowicie: BÓG CIE KOCHA! Mimo twoich upadków i słabości. On jest zawsze przy tobie, on oddał życie za twój grzech. Pamiętaj On naprawdę Cię kocha i nigdy cię nie opuści! Pierwsza moja myśl wiem wiem, ja to wszystko wiem, ale z drugiej strony jak? Ja kolejny raz upadłam kolejny raz wracam z tym samy a on mimo to mnie kocha? Wybacza? Postanowiłam przyjąć to słowo i spróbować w końcu uwierzyć. Wydaje mi się że jeszcze kilka lat temu byłam bliżej Niego, teraz nie potrafiłam z nim rozmawiać jak kiedyś. W tym roku na EDK szłam w ciszy i pomyślałam, a może tak z nim
pogadam. I zaczęłam do niego mówić tak po prostu. W pewnej chwili zaczęłam się do niego zwracać Tato wiesz...? Tato przepraszam..., tato dziękuje..... I uświadomiłam sobie kurcze  ja mam takiego tatę którego gdzieś tam zgubiłam na chwilę. I tak rozmawiałam z nim kilka długich odcinków drogi. Mimo to, że nie słyszałam go tak po ludzku to wiedziałam, że jest i odpowiada na moje pytania. I dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie jestem  sama i on zawsze będzie ze mną. Gdyby nie ta EDK to kto wie jak by to było z moją spowiedzią i ze mną. Mam nadziej, że uda mi się wytrwać tym razem na tej właściwej drodze życia. Za to, że zobaczyłam to wszystko, że po raz kolejny mi wybaczono.  Chwała Panu.