W tym roku po raz trzeci wybrałem się na EDK. Do Matki Bożej Kębelskiej szedłem jednak pierwszy raz. Było dobrze, nawet przyjemnie... do połowy. Po siódmej stacji zacząłem mieć wszystkiego dosyć. Jak nigdy dotąd zaczął doskwierać mi ból kolana. Każdy krok stawał się coraz trudniejszy. Szedłem, choć liczyłem się z tym, że w każdej chwili mogę nie dać rady. A przecież miałem konkretną intencję. Nie wiadomo dlaczego, zły na siebie, zacząłem powtarzać słowa modlitwy: Panie, Ty doszedłeś, pozwól dojść i mi. Udało się! Gdy nad ranem przekroczyłem próg Bazyliki, odetchnąłem z wielką ulgą. Pomyślałem wtedy: Zmartwychwstałem!