Najmocniejszy chyba moment dla mnie w całej pielgrzymce był na samym początku drogi.

Idziemy zwartą grupą 10 osobową Krakowskim. Z krzyżami w rękach dając świadectwo naszej wiary. Będąc gdzieś koło sądu przed nami idzie dwóch mężczyzn koło 25-tki . Elegancko ubrani, w koszulach, ucieszeni. Nagle kierują słowa w stronę mojej grupy : "Czy może wy wybieracie się do klubu 68?( klub dyskotekowy na Krakowskim) i zaraz " A nie... wy wybieracie się na pielgrzymkę!!"z wyczuwalnym, charakterystycznym brzmieniem kpiny, obelgi. I tak po chwili złapała mnie refleksja. Jezus Chrystus biorąc krzyż na swoje barki miał ogromną świadomość po co i dlaczego idzie oraz to jak skończy się jego wędrówka na golgotę. Po drodze przez cały czas był obrażany, ludzie pluli na Niego, szydzili z Niego a On wiedział że taka jest wola Jego Ojca. Jego miłość stanęła ponad wszystko, ponad każdy grzech popełniony przez człowieka. To była ogromna miłość, przeogromna, miłość Boża, miłość Chrystusowa. Zwyciężył nie poddał się. Spełnił wolę Ojca. Chwała zwycięstwu Bożego Miłosierdzia. Bo wielu było ludzi, którzy chcieli stać się Bogami ale tylko Jeden Bóg który zechciał stać się człowiekiem.