W ekstremalną drogę krzyżową wybrałam się po raz pierwszy. Chęć uczestnictwa była tak silna, że zapomniałam o swoich fizycznych ograniczeniach - w ciągu ostatnich kilku miesięcy przeszłam dwie operacje będące skutkiem wykrycia nowotworu złośliwego. Rodzina była przerażona moją decyzją, że nie dam rady, to nie ten moment. Dałam radę, wiedziałam, że z Panem Jezusem  mogę wszystko.

Przechodząc od stacji do stacji rozważałam jak wielkie cierpienie fizyczne i psychiczne doświadczył Pan Jezus, niepojęte, niemożliwe do ogarnięcia przez człowieka z miłości do nas by nas zbawić. Nikt jak On nie zrozumie naszych problemów, upadków, złamanego serca , bólu. Nie ma innej drogi  jak powierzyć się Jemu, zaufać, zanurzyć w Jego Miłosierdziu. Próbowałam także zrozumieć co mogła czuć Maryja widząc mękę swojego jedynego dziecka. Kiedy nasze dziecko choruje biegniemy do lekarza, troszczymy się o najmniejszy szczegół. Matka Najświętsza widziała rzeczy niewyobrażalne dla serca matki. Nie histeryzowała, nie  krzyczała, nie przeklinała z nienawiści oprawców- to takie ludzkie. Towarzyszyła, trwała, zaufała. 
Ekstremalna droga krzyżowa to cierpliwe, w ciszy pokonywanie swoich ograniczeń, ale tylko z Nim i dla Niego.